Trzydzieści lat


Kiedyś myślałam, że kiedy skończę trzydzieści lat wydarzy się coś niesamowitego. Zapomniałam, że zmiany to proces twórczy. Nie będzie gromu z nieba. Wiem, że nie tylko ja miałam wielkie oczekiwania. Tak się jakoś utarło, że "okrągłe" urodziny to jakiś przełom wielki przynoszą. 


Gdzieś z tyłu głowy mam, że pewne rzeczy już nie są dla mnie. Że coś może wyglądać niestosownie lub komicznie. W dodatku jestem rodzicem, wypada o tym pamiętać. Ale... Zawsze podziwiałam ludzi, którzy nie patrząc na innych robią to co czują. Żyją jak chcą nie zwracając uwagi na ocenę innych.

To nie tak, że te trzydzieści lat nic nie przyniosło, bo myślę też, że pewne rzeczy już się nie wydarzą. Że zegar biologiczny zaczął tykać głośniej. I pewnie gdyby nie to, że mam syna - dostałabym świra na punkcie rodzicielstwa. Zżerało by mnie poczucie, że muszę, bo będzie za późno. Więc doceniam, że ten kryzys mnie nie dopadnie. I wiem, że nic na siłę. Jeszcze wiele przede mną.


Jednak są rzeczy, które w końcu zrozumiałam. Wychowuje się nas w takim przeświadczeniu "co ludzie pomyślą" - nic. Prawda jest taka, że większość będzie miała w dupie twoje istnienie. Będziesz kimś kogo miną na ulicy i tyle. A jeśli komuś będzie przeszkadzało jak żyjesz to znak, że sam nie godzi się z tym jak żyje. Nie wiem dlaczego dopiero to skumałam. Nie ma co patrzeć na ludzi. Może dlatego znowu pisze, bo przestałam przejmować się o tym co ktoś pomyśli. Zrozumieją, albo nie. Moja świadomość poszerzyła się też o wiedzę, że nie jestem wstanie zadowolić wszystkich. Nikt nie stworzył dzieła, które podobałoby się wszystkim. Ludzie mają pretensje do Boga, że świat wygląda tak, a nie inaczej. To czym ja się przejmowałam? Teraz już nie wiem. Widocznie na wszystko przychodzi czas. I chociaż przyjmowanie krytyki idzie mi opornie. Czas się z tym zmierzyć. Całkiem możliwe, że przyniesie jakieś dobre zmiany.

Dystans - nic innego nas nie ocali. Na niego też potrzeba chwilę, ale warto czasem wziąć oddech i poczekać. Wyrozumiałość - to taki banał teraz będzie, ale jeśli czepiasz się siebie, krytukujesz - sam się zabijasz. Tak czuje. Jeśli sam nie będziesz wybaczać sobie, troszczyć się o siebie, to nikt tak dobrze tego nie zrobi jak ty. Znajdzie się ktoś kto się tobą zaaopiekuje, ale nie przeżyje życia. Nie ochroni przed samym sobą. Jak uroisz sobie, że się do niczego nie nadajesz, to nikt nie da rady wybić ci tego z głowy - doświadczenia wiem.

Nie ma co patrzeć na innych. Ocenianie mamy w naturze. Mało komu chce się poznawać przyczyny. Widzą jedynie skutki. I to jest ok. Do myślenia nie można nikogo zmusić. Zajmij się sobą. Jest tyle dziedzin, w których można się rozwijać. Straciłam wiele lat analizując co robię nie tak, zamiast uczyć się nowych rzeczy. Nie wszyscy będą cię lubić. Ty też nie każdego lubisz, prawda? Proste? - nie, szukamy akceptacji w innych.  Długo mi zajęło zanim zaakceptowałam siebie. Mam wady, bywam leniwa, przewrażliwiona, chce za dużo. Czasem się nie odzywam, bo skupiam się na sobie. Może bywam zbyt smutna.  Ale mam też zalety, nie do końca jeszcze umiem o nich mówić. Jednak nieskromnie czasem zerknę na sobie w lustrze i pomyśle "jesteś zajebista". I nie chodzi tu o wygląd jedynie. Baa , bo jestem jak każdy na swój sposób. Tylko wciąż brakuje mi pewności siebie. Potrzebuje zapewnienia, ale miewam przebłyski, że doceniam siebie. 

Wygląd? Kolejny banał - to tylko opakowanie. Prawda wygląda tak, że jeśli nie wpadniesz komuś w oko nie da ci szansy byś pokazała osobowość. Tak jest, nie da się tego zmienić. Życie to nie tylko duchowe doświadczenia. To również fizyczność. Każdy chciałaby być atrakcyjny, nie każdy się tak czuje. Długo się tak nie czułam. Blada cera, kilka kilo za dużo według BMI, diastema, rozstępy, blizny, za mało wiedzy. No i mam to wszystko. Jest i tyle. Bez większego znaczenia stało się to dla mnie. To wszystko da się poprawić. Tylko po co? Jedynie wiedzę chce poszerzać. Resztę zaakceptowałam. 

Mam za to kilka rzeczy, które lubię w sobie. Lubię swoje usta, tą bladą cerę, cycki mam fajne. I kilka innych fizycznych atutów, które mi się podobają - innym nie muszą. Ale najbardziej cieszę się z tego, że jestem lojalna, bywam zabawna, wyrozumiała. 

Niby wszystko jest skomplikowane, a w sumie proste. Czuje, że mam to szczęście, że poszukuje odpowiedzi. Pewnie jakaś terapia by się przydała. Jednak jeśli masz świadomość co nie gra - możesz nad tym pracować. Tak więc ja obecnie pracuje nad sobą i swoim lękiem.

Uwaga rozbieram się teraz... Boje się bliskości. Nie i nie mówię tu o seksie. Zbudowałam sobie taką zajebistą twierdzę. Jestem tą długowłosą księżniczka (nie z charakteru - mam nadzieję), która siedzi w wieży i czeka... Dookoła smoki, mury wysokie, fosa... Nie przejdziesz. Jestem otwarta na ludzi, uwielbiam poznawać nowe towarzystwo, ale postawiłam mur, zamknęłam bramę i nie dopuszczam ludzi za blisko. Ostro walczę o dystans ze strachu, że znowu może mi zależeć. I kiedy to odkryłam postanowiłam, że czas już opuścić wieże. Idzie powoli. Zwłaszcza, że wiem, że nie czekam na księcia z bajki. Nie chce. Dlatego im bardziej komuś zależy, za mocno to okazuje - mówię nara. 

Potrzebuje kogoś, kto kuma, że jesteśmy kompletni. Że związek to połączenie dwóch istot, które chcą razem podróżować, bo życie to podróż. To trochę zjednoczenie dusz, ale nie utrata tożsamości, wieczne poszukiwanie siebie, ale z kimś u boku, kto też tak ma. A nie tylko chęć posiadania siebie na wzajem i wspólnego majątku. O podejściu do związków może kiedyś napiszę więcej. Póki co to wystarczy. 

No i ta trzydziestka w sumie nie taka straszna, bo człowiek więcej wie, kuma. Tylko fizycznie trochę bardziej czas się czuje i może temu stąd świadomość się zwiększa... I może pragnie się więcej, może trochę się mocniej tęskni. 



Kto wie może będę jak to ja za jakiś czas żałowała, że ten wpis jest bardzo osobisty. Że znowu się obnażam, ale skoro to robię widocznie tego potrzebuje. Jednak czerpie znowu satysfakcję z pisania. Chyba za bardzo chciałam być blogerem. Beka normalnie. Chciałam mieć ładnego bloga, by hulało jak się należy. By wszystko było jak należy, zgodne z zasadami. Naczytałam się za dużo jak powinno się tworzyć takie miejsce. Zapomniałam po co to zrobiłam. Za bardzo skupiłam się by to było poprawne, zdjęcia dopasowane do treści - może liczyłam na wyświetlenia. Nie wiem. Chyba to zabiło we mnie chęć pisania. Cieszę się, że ta trzydziestka dała mi tyle do przemyślenia. 

Dziękuję ludziom, którzy pchają mnie do tworzenia. Pewnie gdyby nie Wy odpuściłbym temat. Każde słowo wsparcia zachowuje w serduszku. Wiem, że bywam krytyczna, że to co pisze czasem wywołuje smutek. Może nic nie zmienię, ale coś po mnie zostanie i będę robiła to tak jak czuje. Może będzie to niedojrzałe, może ktoś chciałaby by estetycznie było inaczej - trudno. Wszelkie rady przyjmę. Ale czuję, że mam duszę artysty, więc póki co w taki sposób chce wyrażać siebie.

Ciekawe jak to będzie za 10 lat...  Póki co zajmijmy się tym co teraz. 


Komentarze

Popularne posty