Podróż


Ostatnio rozpoczęłam jakąś dziwną podróż. Zostawiam z tyłu to co nie daje mi szczęścia. Nie palę mostów (tak mi się wydaje), chociaż niektóre powinnam. Na wszystko nadejdzie czas podobno. To nie tak, że przepełnia mnie gorycz czy złość wręcz przeciwnie. Otworzyłam się na pozytywną energię. A może to szaleństwo, ktoś mi powiedział, że wszyscy jesteśmy już wariatami. To mnie zainspirowało... 

Kiedy przez większość swojego istnienia nie spotkałeś postaci, przynajmniej masz takie wrażenie - takiej, która by coś dla Ciebie była gotowa poświęcić...Odkrywasz coś takiego jak self love. Znacie? Jeśli nie to tak w skrócie to taka piękna filozofia by kochać siebie. W sumie racja, bo jak może ktoś Cię pokochać skoro masz się za nic. Nie ma to sensu. 

Zima stulecia 

Zawsze czułam się niewystarczająco mądra, ładna... Miałam wrażenie, że opinia innych ma jakieś znaczenie, że moją wartość mogą wycenić ludzie. No i sobie tak istniałam do niedawna, bo z chwilą kiedy znowu zaczęłam odczuwać emocje. O tym pisałam ostatnio, wróciła mi chęć do życia. Tylko taka bardziej intensywna. Nie mylić głupoty z odwagą. I coś się obudziło we mnie, jakby nagle wiosnę poczuła moja dusza. A ta zima była sroga. 

Piździło tej "zimy", trwała tak długo, że nie sposób tego zmierzyć. I tu teraz będzie nie o przyjaciołach, bo Ci są i byli tej zimy ze mną - za co kocham ich bardziej, bo byli tak zwyczajnie... 

Za każdym  razem kiedy pozwalałam się komuś zbliżyć kończyło się tak samo - oddaj mi wszystko, ciesz się z ochłapów. No i oddawałam, a jaka szczęśliwa byłam mając te resztki. Idiotka. Ja mam dobre serce, ja mam coś z altruisty w sobie. Cóż poradzić taka dusza nadwrażliwa. I tak zakochałam się, nie doświadczając wzajemności. Zawsze był ktoś kto był lepszy, ładniejszy. Kiedy już nie byłam potrzebna zostawałam sama z rozdartym sercem. To nie tak, że czas nie leczy ran. Leczy, wszystko się zabliźnia. Da się żyć dalej. Naprawdę, nawet można odzyskać nadzieję.


Tylko, że chuj po tej nadziei jest wielki. Daje złudne poczucie, że coś się jeszcze wydarzy. Tak to samo, bo to błędne koło. To tak jak te mini kolejki dla dzieci, jeździsz w kółko i trafiają się te same atrakcje. Dosyć. Ile można? Być, poświęcać siebie, za co i po co? Wtedy otwierają się oczy, kiedy mdli Cię od tego jeżdżenia w kółko. Znosisz wszystko, dajesz serce, milczysz kiedy Ci źle, o nic nie prosisz ale i tak to nie wystarczy... Dosyć. Ej można by tu teraz zanucić - "kiedyś powiem sobie dość"... Tak w ogóle to bywam bardzo zabawna. 


Tu nie chodzi o włosy 

No i jako, że w tę całą filozofię mocno weszłam. Zaczęło się dziać. Zmieniałam fryzurę, no i to nie tak, że postanowiłam nie być w tym roku ciepłą bułą. Delikatnie już było. Zawsze byłam taka stonowana, gdzieś ta moja osobowość się wybijała, ale ja chciałam czegoś innego. Jakoś próbowałam siebie wyrazić, ale ograniczając się do peruki, bo brakowało mi odwagi by coś zmienić, bo wtedy jeszcze myślałam "a co ludzie pomyślą"... Kiedy przestałam, poszły nożyczki w ruch, w sumie w połowie stycznia co roku tak się działo - więc uznaje to już za tradycje. Potem farba, najpierw znowu delikatnie, bo jakoś tak grzywka się pojawiła więc starczy. Jednak to nie było to. Więc mocniej zadziałałam. I jaram się sama sobą, jak diabli! Spokojnie do narcyzmu mi daleko. Ale mega to wygląda i się jaram. Jakoś tak nawet uśmiech bardziej mi się do mordy przykleił od tego czasu. I potem ruszyło dalej, postanowiłam przestać jedynie oglądać to co mi się podoba, a w końcu to realizować na sobie. Ale to takie mało istotne więc idźmy dalej. 


Uśmiech

Jako, że poczułam się jakoś tak lekko ( może to przez to, że schudłam - nie wiem, możliwe xd) swobodnie, taką energię poczułam, że jakoś tak wzrokiem przestałam podłogę jedynie ogarniać. No i ten uśmiech jakoś tak mimowolnie pojawia się. Teraz jak pomyślę, niektórzy mówią, że zakochałam się i to przez to - coś w tym jest, pokochałam siebie... No i to nie tak, że już nikogo nie potrzebuje, bo to nie tak działa. Dusza wie, że gdzieś jest tam jej bratnia, bo dusze to najpiękniej tańczą we dwoje... Ty to by był dobry tytuł na piosenkę ładny taki, nie? Więc tęskni i chciałaby... Na wszystko przyjdzie czas - możliwe. 

No i co z tym uśmiechem. A okazuje się, że chyba bardziej od tej mojej nietypowej fryzury działa na ludzi. Uśmiechnięta, bujam w obłokach - kiedy starsza kobieta złapała mnie za rękę i wypowiedziała - "Boże"- przez ułamek sekundy przyszła mi przez mózg myśl, że teraz wezwie egzorcystę, ale ogarnęłam się wczas. Uśmiechnęłam się - "tak?" - "dziewczę jak Ty pięknie wyglądasz, żeś Ty odwagę miała"...  A jakoś tak przyszła i niech nie odchodzi. Może w końcu gdzieś znajdę. Nie powiem miło mi się zrobiło, podziękowałam za komplement i zamieniliśmy jeszcze kilka zdań. U nas w społeczeństwie jakoś tak zauważam, że to coś kłopotliwego. Każdy tylko - "a weź przestań". Ja przyjmuje. Sama nauczyłam się dzięki tej filozofii, że za każdym razem kiedy pomyślę sobie, że jestem śmieciem, myślę o pozytywnym aspekcie. Jako, że uśmiecham się, bo przestałam się też niejako czepiać mojej szpary między zębami, to pewnego wieczoru uśmiechnięta spojrzałam na mężczyznę. Odwrócił się za mną, nie będę kłamać ja za nim również, bo skąd bym wiedziała, że się odwrócił - logiczne. No i tak jakoś się potoczyło, że usłyszałam jedną z najpiękniejszych rzeczy w swoim życiu - "ma pani przepiękny uśmiech" , no i patrzy tak dalej na mnie, a ja jak głupi do sera uśmiecham się dalej... Nie wiem czy ludzie się jacyś milsi zrobili, bo do wiosny bliżej czy faktycznie pozytywną energią zaczęłam przyciągać.  Ale jaram się. Jeszcze bardziej jaram się tym, że odkąd zaczęłam akceptować siebie, bliska mi osoba uczyniła to samo. Przestała krytykować i akceptuję mnie w końcu, ba nawet nie próbuje moich "szalonych" pomysłów gasić. Wręcz przeciwnie, wspiera mnie. Nie wiem ile ten stan potrwa, życzę sobie by tak już pozostało. Bo dobrze mi jest!


Druga strona księżyca 


Życie to nie bajka, chociaż ta strona księżyca w tej historii mało mnie interesuje, ale żeby nie było, że tylko tęczą rzygam to opowiem. Znaleźli się też tacy, którym jakbym się lekko wyrwała spod kontroli. Takie odnoszę wrażenie. Jakby to, że teraz skupiam się na sobie nie pasuje im. Tylko, że nie kumają, że ich zdanie już się nie liczy. Bo ja już nie będę biegać. Zniknę i tyle. Tu nie chodzi, że coś za coś być musi. Absolutnie nie. Ja tylko świadomie będę okazywać uczucia, poświęcać swój czas... I z satysfakcją popatrzę na ich zdziwione miny. Bo jak się długi czas dajesz wykorzystywać to nikt nie wierzy, że odważysz się zbuntować. I to jest super, że nagle ktoś zaczyna gonić za Tobą, domaga się atencji - jednak już jej nie dostanie, czas minął i sensu to nie ma.



Więc głowy do góry, kochajcie siebie, twórzcie i do następnego... A i nie zapominajcie o uśmiechu - matko brzmię jak jakiś mówca motywacyjny, czy tylko mi się wydaje? Co to będzie działo jak wiosna naprawdę przyjdzie... 












Komentarze

Popularne posty