Metamorfoza przedpokoju - osłona na kaloryfer DIY

Dziś przychodzę do Was z kolejną metamorfozą. Tym razem wzięłam się za przedpokój. Dlaczego, jak i po co? Nie wiem, nagle przyszło olśnienie, że muszę coś tam zdziałać. Jak już kiedyś wspominałam nie lubię pustych ścian. Przygnębiające są, nudne - powiewa smutkiem i brakiem fantazji. Gdzie moja mnie poniosła tym razem? W rejony boho trochę, trochę nie. Misz masz jak zawsze. Ja to kocham. Nie będę tym blogerem, który zmusza do przejrzenia całego postu by zobaczyć metamorfoze. Za mocno się jaram efektem żeby się tym nie podzielić. A prezentuje się to tak:



Uprzedzając pytania. Nie malowałam ściany. To efekt słońca. Jednak zajmijmy się zmianami, bo to ciekawsze. Więc była sobie taką pusta ściana z kaloryferem. Jeszcze ten kontakt - nie wiem kogo fantazja poniosła by powstał w tym miejscu. Jest, mówi się trudno. Nie wszystko mogę zmienić. Jak już mówiłam stare domy uczą. Nie tylko cierpliwości, ale też wyrozumiałości. Więc jak widać - pustka. Nie wygląda to ciekawie, nie ma co się oszukiwać. Planowałam ramki, napisy ale to gniazdko... Ujowo. Zaburzało mi wszystko. Postanowiłam zająć się kaloryferem. Myślałam, że zamówię jakąś gotową osłonę i będzie git. Ja jak to ja - przejrzałam oferty. No i tak 4 stówki, nie bardzo uśmiechało mi się wydać. Zaczęłam szukać alternatywy. Znalazłam masę inspiracji. Cuda z listewek itp. tylko trzeba narzędzi... Jeszcze nie wspomniałam przy tej przemianie postanowiłam dać sobie chelleng - zero narzędzi elektrycznych. Uraz mam po tej spalonej szlifierce. Ręcznie ciąć masę drewna -  lenistwo wzięło górę, odpada to.



I tak zrodził się pomysł by coś posklejać z gotowych elementów. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze. Więc na allegro (to nie post sponsorowany)  znalazłam wycięte ze sklejki panele. Wymierzyłam - bingo, będzie pasowało. 

W garażu znalazłam listewkę potrzebną do połączenia elementów, klej i wzięłam się za klejenie. Sama się zaskoczyłam, że to tak spoko wygląda. Za pomocą bejcy z kawy rozpuszczalnej trochę przyciemniłam sklejkę. 


Na zakrycie gniazdka też znalazłam patent. Postanowiłam zamówić małą półkę na przyprawy i ustawić ramkę, by je zamaskować. Banalne - owszem. Liczy się jednak efekt. Tu z pomocą przyszły rzepy do obrazów - wiecie o co chodzi. Więc nie musiałam nawet wiercić. Przykleiłam, ta metamoroza to zdecydowanie najszybsza jaką do tej pory zrobiłam.

Wciąż jednak wiało nudą. Wiedziałam, że przyjdą jakieś dekoracje i będzie się coś działo. Mało mi jednak było. Czułam potrzebę efektu wow! 





Tapeta - odpada. Malowanie - za dużo zachodu. Może naklejki? Kiedy mi się znudzi usunę by zmienić coś znowu. Idealnie! A, że ostatnio mam fazę na łatki. Co objawia się łaciatymi paznokciami zaczęłam szukać czegoś takiego. Krowie łaty okazały się za bardzo country. A, że przez moją fryzurę ludzie doszukują się we mnie Cruelli z Dalmatyńczyków - to czemu nie iść w ten deseń? Lubię kontrasty, biel i czerń to moje ukochane połączenie. Zamówiłam więc naklejki. Okazało się, że to był strzał w dziesiątkę!!! Sami zobaczcie. 

Było tak:

Teraz prezentuje się to tak:




Kropek czy tam latek muszę domówić, bo muszę. Dziura w jednym miejscu mnie lekko irytuje. Pierwszy raz wyszło tak jak chciałam, bez problemów, nerwów i łez. Czyta przyjemność. Niby nic wielkiego. Może jednak kogoś zainspiruje. Dajcie znać koniecznie czy Wam się podoba.


Co będzie następne? Planów mam już kilka w głowie, oczekujcie. 

Komentarze

Popularne posty