Pan duch - moda na ghosting

Ghosting - nie lubię cytować regułek, dlatego pokrótce opowiem Wam czym jest to zjawisko. Jest to nagle zakończenie relacji, bez słowa, bez wyjaśnia. Ktoś był w Twoim życiu i nagle go nie ma, kontakt się urywa. Żadnych wyjaśnień, pożegnania. Ktoś znika, staje się duchem, chociaż był jeszcze wczoraj. Nie odpisuje, nie oddzwaniania, unika Cię... Chyba boleśniej nie da się zakończyć relacji.


Doświadczyłam tego zjawiska kilkukrotnie.  Bolało jak diabli za pierwszym razem. Nic nie rozrywa serca niż brak słów na pożegnanie. W tamtym momencie kiedy zdążyło się to pierwszy raz, nie miałam pojęcia, że to zjawisko istnieje i tak się nazywa. Ktoś był i już go nie ma. Żadnych ostrzeżeń, przecież wczoraj jeszcze pisaliśmy. Dzisiaj zero kontaktu, a ty zostajesz z myślami. Szukasz winy w sobie, zastanawiasz się co zrobiłaś źle. Martwisz się czy tej osobie nic się nie stało. Nikt jednak nie udzieli ci odpowiedzi, zostajesz sama z pytaniami. To sprawia i to też bardzo bolesne, że przez ignorowanie chcesz tej osoby jeszcze bardziej. To też taka sztuka manipulacji, celowy zabieg. Wszyscy ostrzegają, że to toksyczne zachowanie, pełna premedytacja. Wydaje mi się, że nie zawsze tak jest...


Nieświadomie raz (mam taką nadzieję, że raz) też kogoś tak potraktowałam, wtedy nie widziałam, że tak można określić moje zachowanie. Dzisiaj wiem, że to chujowe. Jednak relacje to nie jest prosta sprawa. To nie tak, że teraz będę szukać wymówek by usprawiedliwić swoje zachowanie. Dzisiaj wiem, że zamiast znikać wystarczyło napisać - " przepraszam, nie czuje tego" - przestałam odpisywać. I są regułki, które jasno mówią, że to złe, że to metody stosowane świadomie. Jednak moje doświadczenie pokazuje mi, że nie wszystko można zamknąć w jakieś definicji. A może próbuje siebie oszukać.


 Odkąd znowu rozwijam się w sferze samoświadomość coraz więcej rozumiem, taką mam nadzieję. I pewnie jakiś specjalista zarzucić mi może, że teraz będę próbowała usprawiedliwić mojego ducha. Jednak nie wszystko jest białe albo czarne. To, że ktoś jest, a potem znika może spowodowane być wieloma powodami. Ja zghostowałam faceta dla swojego dobra. Czułam się strasznie przytłoczona jego obecnością. Odkąd czuje się szczęśliwa, a bycie w związku nie jest moim priorytetem to męczy mnie kiedy ktoś wymaga ode mnie wiecznej uwagi. Wiadomości na dzień dobry i dobranoc to nie dla mnie. Szkoda mi na to czasu, mam przyjaciół, zajęcia, którym lubię się oddawać. Nie potrzebuję tego typu atencji i sama nie chce jej nikomu dawać. Na to trzeba zasłużyć. Dlatego kiedy wysyłam wiadomość i nie dostaje odpowiedzi - nie sprawdzam co chwilę czy odczytał, czy jest dostępny - mam lepsze zajęcia. Dawniej przyklejona byłabym do telefonu i przechodziła załamanie nerwowe, że nie odpisał. Czułam się wtedy samotna, nieszczęśliwa sama ze sobą, pragnęłam by ktoś przy mnie był. Teraz dystans. Nic na siłę, z drugiej strony świadomość sprawia, że nie dajesz sobą manipulować. Więc jeśli ktoś teraz mi tak robi sprawia, że buduje między nami mur. A mi się już nie chce go rozbierać. Jest tylu zajebistych, ciekawych ludzi, którzy będą traktowali Cię tak jak na to zasługujesz, że nie ma co płakać nad tą jedną.

Dlatego kiedy mój kolejny duch znikł - moje serce nie pękło. Było przykro, bo człowiek przyzwyczaja się do obecności drugiego człowieka. Jednak rutyna przedawkowana męczy tak samo jak skrajności. Umiaru potrzeba. Kiedy znikł postanowiłam skupić się na sobie i nie ma wtedy lepszego wyjścia. Chociaż chwilami wracałam do niego myślami. Rozważałam, nie będę kłamać, co się przytrafiło, że to zrobił. Może czuł tak jak ja, że musi skupić się na sobie, może poznał kogoś innego, może nie miał siły angażować się w relacje. Może miał mnie w dupie poprostu. Może się znudziłam, może ktoś inny dał mu więcej atencji. Za pierwszym razem naprawdę to przeżywałam i myślałam godzinami, co zrobiłam, że już nie chce utrzymywać ze mną kontaktu. Obwiniałam siebie, że za dużo powiedziałam, że przestraszył się tego co czuje. Ja dobra jestem w wymówki, powody... Tworzyłam wiele scenariuszy. Całe szczęście dzisiaj tak nie robię. Świadomość tego zjawiska to uczyniła, akceptacja siebie i poczucie szczęścia daje mi teraz możliwość, że nie muszę tego roztrząsać.


Wiem jednak, że są ludzie, którzy nie wiedzą, że coś takiego istnieje. Padają ofiarami tego lub co gorsza stosują to nieświadomie. Po co? No i tu zaczyna się zabawa. Bo jeśli czegoś chcesz, a nie możesz mieć lub myślisz, że masz, a to zaczyna uciekać - pragniesz tego jeszcze bardziej. Ja to w ogóle swojego czasu uwielbiałam być ignorowana, napędzało mnie to. Lubiłam tych niedostępnych ludzi, nie dlatego, że jarało mnie zdobywanie ich. Ja jak już tu kiedyś wspomniałam mam problem z bliskością. Zawiodłam się kiedyś. Trochę przerażało mnie, że mam kogoś znowu wpuścić do swojego życia.  Wtedy nauczyłam się być niezależna, dlatego na samą myśl, że mogłoby mi na kimś zależeć trochę mnie mdliło z przerażenia. Teraz kiedy wiem czemu tak było, zmieniłam nastawienie do siebie. Pracuje nad strachem przed bliskością. Czuje się szczęśliwa i wiem, że jestem kompletna, czego chce - przestała mnie bawić ta zabawa. Chce atencji, ja znam teraz swoją wartość. Jeśli komuś coś się nie podoba - droga wolna. Nie musimy się ze sobą męczyć. Ja gonić nie będę, bo przyjdzie ktoś następny, kto da mi to czego potrzebuje.


Ostatnio miałam taką zabawną sytuację, koleś coś mojego przeczytał i stwierdził, że zagada. On będzie leczył mnie z kompleksów, bo wydaje mu się, że jestem niepewna sobie. Zaczęliśmy pisać. Zbladł, kiedy okazało się, że w pełni znam swoją wartość, jestem świadoma swoich atutów i wad. Jako, że jego plan na podbudowanie mojego ego okazał się nietrafny - rozeszliśmy się. Więc jeśli ktoś bawi się z Wami w ducha czyli serwuje Wam gohsting to skupcie się na sobie. On wróci prędzej czy później. Bo będzie mu się wydawało, że czekacie na niego. Ja nie czekałam, chociaż przyjęłam mojego ducha ponownie. Bez nadziei, bez oczekiwań, wiem, że jestem dla niego alternatywą, że karmi mną swoje ego. A może pragnie mnie teraz tak jak ja go kiedyś. I to, że ma problemy, terapię, uzależnia - ja nic na to nie poradzę. Kiedyś wierzyłam, że można uratować człowieka. Dzisiaj wiem, że jeśli ratunku nie chcesz nikt nic tego nie zrobi. Dlatego kiedy słyszę od młodej dziewczyny - "ja go uratuje, on dla mnie się zmieni" - uśmiecham się pod nosem, też byłam taka naiwna. Doświadczenie przychodzi z czasem. Dlatego skupiam się na sobie, bo na niektórych ludziach nie warto. Ale są też tacy, którzy są zajebiści i wiadomo też mają wady - jak ja, jak każdy, ale chcą dać Ci szczęście, a nie tylko je brać. 


Pewnie terapeuta powiedziałaby mi, że popełniam błąd przyjmując ducha ponownie. Bo powinnam odciąć się raz na zawsze. To najlepsze rozwiązanie. Jednak nie zawsze trzeba skreślać ludzi, kiedy powinie się im noga, kiedy zrobią coś źle. Wierzę, że należy wybaczać, każdy zasługuje na drugą szansę. Jeśli jej nie wykorzysta - to nie moja strata tylko jego... 

Komentarze

Popularne posty