Tylko radość chwil, nie licz na więcej.

Jesteśmy przeklętymi dziećmi, którym nie jest pisane szczęście. Prócz kilku chwil dla których warto żyć, nie mamy nic. Jesteśmy smutni, apatyczni i wiemy, że życie to nie tęcze i jednorożce. Życie jest ciężkie, pełnie bólu i cierpienia, a to czego pragniemy nigdy nie przychodzi (dobra czasem się zdarzy). Pisałam już o tym, że jesteśmy samotni, nie spodziewałam się, że ten wpis będzie „głosem”, wielu z nas, jeśli nie całego naszego pokolenia. Smuci mnie to, że znajomi się w tym odnajdują, że czują to samo. Piszą, że to świetny tekst, że się wzruszyli, bo tak jest, tak czuja. Nawet po dodaniu tego wpisu na wykop.pl, miejsca gdzie żaden wpis nie ostanie się bez głupiego hejta. Ten wpis nie został przez nikogo „zakopany”. Nikt nie napisał, że mam spadać, że blogi są durne. NIKT. To coś znaczy…

Nigdy nie chciałam karmić nikogo literami, które dawałyby jakąś złudną nadzieje. Prawda jest taka, że im mocniej marzysz, pragniesz, wierzysz tym mocniej się rozczarowujesz gdy odkrywasz jak naprawdę wygląda życie. Nic nie przychodzi łatwo, liczy się coś więcej niż powielanie schematów.

Optymiści – to nie my

Jesteśmy pokoleniem realistów, chyba nawet pesymistów. Buntujemy się przed tym co nam wmawiają. Musisz skończyć dobrą szkołę, znaleźć świetną prace, znaleźć swoją drugą połówkę, rozmnożyć się. Potem wiadomo śmierć, my nie chcemy takiego spełnienia. Chcemy czuć, że żyjemy, w głowie mamy myśl, że chcemy robić ważne rzeczy, coś po sobie zostawić. Chcemy sensu. Nawet seks nas nudzi, gdy w grę wchodzi tylko i wyłącznie zaspokojenie się. Chcemy przeżywać, doświadczać, stąd ten smutek. Chcemy, ale nie możemy, bo zawsze coś się dzieje, dopadają nas demony, wraca przeszłość i gubimy się. Jesteśmy ciekawi życia, świata, tego co inni mają w głowach. Jednak dziś ludzie są tak pozamykani w sobie jak puszki, które można otworzyć jedynie  za pomocą otwieracza. Nie ma uchwytu, za który pociągasz i gotowe, możesz dostać się do wnętrza. Za dużo bodźców, informacji, bólu i w końcu stajemy się obojętni.

 

Im bardziej obojętny stajesz się, tym mniej cierpisz,
łagodząc ból w ten sposób, czekasz na jeszcze większy. – Warszawski „Nie chcę iść”

 

Dostrzegamy prawdę, manipulacje i próbę zamienienia nas w manekiny, które będą posłuszne. Nie chcemy tak. Spacerujemy po linie. Czujemy się samotni, bo najczęściej nasi znajomi inaczej patrzą na świat. Oni łączą się w pary, mają dzieci i jakoś tam się tułają byleby do końca. Nas to nie zadowala. Kiedy już znajdujemy kogoś kto mógłby być naszym kompanem w tej dziwnej podróży… To zazwyczaj zła energia z kosmosu robi wszystko by nas rozdzielić. Smutne, prawda? Są plusy bycia pesymistą, pesymizm to taki mechanizm obronny. Jeśli przewidujesz, że się spierdoli i faktycznie do tego dojdzie to boli tylko trochę. To nie skoczysz z jedenastego piętra, bo niby po co? Skoro nie boisz się życia, jego czarnych stron to nie ma sensu.

 

Chcemy prawdy

Gdy jesteś wesołą dziewczyną lecą do Ciebie wszyscy. Taka fajna, uśmiechnięta, kolorowa, normalnie tęcza, rzyganie brokatem. Przyciągasz wszystkich jak promocja w supermarkecie. Trochę to płytkie, bo skoro wszyscy cię lubią. To tak naprawdę nie lubi cię nikt? Wszystko jest sztuczne, fałszywe. W końcu będziesz miała dość i wspomnisz coś, że jednak nie zawsze jest fajnie, usłyszysz „nara”. My oczekujemy szczerości, dlatego nie pchamy się, nie robimy „szoł”, nam nie zależy by wszyscy nas lubili. Dlatego gdy znajdują się ludzie, którzy są przy tobie, chociaż  bywasz nieznośna to wiesz, że są z tobą naprawdę. Jeśli odejdą to trudno, nie byli tak silni jak ty. My nie palimy postów, nawet z byłymi staramy się przyjaźnić, nie skreślamy ludzi, tylko dlatego, że znikają – widocznie mają powód. Czekamy na nich, przecież obiecaliśmy, że będziemy zawsze.

 

Chcemy być dobrzy

Staramy się być wyrozumiali, dobrzy.  Jesteśmy zwyczajni, nie powtarzamy wszystkim, że jesteśmy najlepsi. Mamy wątpliwości. Cieszą nas małe rzeczy.Tak naprawdę jesteśmy bardziej szczęśliwi niż większość ludzi, która chodzi po ziemi, dlaczego? Mamy świadomość. Przez to czasem się wkurzamy, mamy dość bezsensu, męczą nas ludzie, którzy sami się okłamują. Jednak wiemy co tak naprawdę ma znaczenie. To właśnie te małe rzeczy, ta radość chwil, prawda. To co ma sens, nie jest na niby, na chwilę. Potrzebujemy niewiele, nie gromadzimy ludzi, rzeczy. Nie jesteśmy materialistami, najważniejsze dla nas jest to, że możemy się rozwijać. Gdy coś nas męczy, odbijamy od tego. Zmieniamy pracę, partnera, nie przejmujemy się tym co pomyślą inni. Jesteśmy trochę egoistami, trochę nie. Ale jeśli w pełni oddajesz się ludziom, jesteś dla nich za dobry, to cię unicestwią. Nie możesz brać siły z nich, energię musisz czerpać z siebie.

Może widzimy wszystko w czarnych barwach i może świat nas nie kocha. Mówi się trudno, jednak wiemy jak chcemy żyć i nie oczekujemy za wiele. Może to przepis na to by być szczęśliwym? Ważne jest by nie udawać, że negatywne emocje nie istnieją, trzeba pamiętać, że są historie, które kończą się dobrze. Dostałam dzisiaj kolejną lekcję życia, wczoraj na swoim fp:

04:56 nie śpię albo śpię, stwierdzić ciężko czy w ogóle żyje. Łapie telefon i w tej samej chwili pojawia się zaproszenie na fejsie. Wchodzę do piekła. Przyjmuje je zanim zdążę pomyśleć o czymkolwiek… Zaraz pika messenger. Przerażenie, to on. Ręce mi się trzęsą, a on pisze, pyta. Jedno jest pewne już nic nie mamy do stracenia.

To nie był sen.

Tak to był on, jeśli czytacie bloga domyślicie się o kogo chodzi. Jedna z najważniejszych postaci jakie pojawiły się w moim życiu. Wysłałam mu zaproszenie jakoś tydzień wstecz, nie mogłam o nim zapomnieć…

Napisał, że widział post (ten o sobie). Zapytał dużo pytań. Jeszcze więcej opowiedział, mówił to co chciałam usłyszeć – czułam przerażenie i szczęście na przemian. Trochę wstydu, też. Za to, że byłam taka słaba. Nie potrafiłam mu opowiedzieć o tym co czuje, że nie wyznałam mu, że go potrzebuje, że jest najważniejszy. Wstydziłam się, że pojawiły się we mnie emocje, takie jak złość i żal, po tym jak zniknął. To takie ludzkie ale bardzo się bałam o niego. Nie potrafiłam go skreślić, spalić mostu, udawać, że nie istnieje. Rozumiecie teraz co miałam na myśli o tym, że my nie palimy postów i tak dalej? Gdybym to zrobiła, nie wróciłby. Nie dałby mi znowu radości chwil.

Odszedł znowu. Nie wiem czy wróci. To przekleństwo.  Przypomina mi trochę Karolinę z „#Yolo”, która musiała zniknąć, ona wróciła czy on też wróci? Zastanawiacie się co ze mną? Nie czuję żadnych negatywnych emocji, wiedziałam, że tak będzie. Teraz pozostało mi już tylko czekać… Już się nie boję, że nie wróci, bo będzie się bał, że nie może, że go nie chce. To najbardziej mnie przerażało, dziś jestem spokojniejsza…

 

Komentarze

Popularne posty