Kiedyś zrobią o nas film - sezon drugi.

Długo kazałam Wam czekać na drugą część tego posta. Przepraszam. Napisanie pierwszej było zdecydowanie łatwiejsze, ponieważ wiedziałam, że osoba, o której pisze nie przeczyta tego. W tym przypadku jest inaczej. Wiem, że kolega, o którym jest ten post, to przeczyta, że zobaczy siebie moimi oczami, co gorsza wie, że o nim napisze, czeka na to, bo jest ciekawy tego jak go przedstawię. Też jesteście ciekawi?

Kto wie co to się wydarzy po tym wpisie.

Pierwszą część znajdziesz tutaj


Był kwiecień kilka lat wstecz, on właśnie wydawał kolejną płytę. Jest raperem i poznali się z naszą główną bohaterką znowu przez fejsa i chęć zrobienia z nim wywiadu. Nie wiedziała nawet jak trafiła na jego kawałki, wiedziała jedno: intrygował ją. Napisała, zgodził się i nie przepuszczała, że ten młodszy od niej chłopak stanie się kimś tak dla niej ważnym. Do kogo będzie „biegła” w chwilach gdy ktoś będzie musiał ją ogarnąć.
Był dwa lata od niej młodszy, ciało młodego Boga miał, dla niejednej zdecydowanie był „ciachem”, które chciało się podziwiać, a potem zjeść. Wysoki facet na oko 190cm wzrostu, który miał szansę zrobić karierę w koszykówce. Niestety kontuzja kolana brutalnie odebrała mu to, tak jak rodziców, których stracił w czasie wkraczania w dorosłość. Samodzielność to trudna lekcja życia, w jego oczach ciągle widać niepokój.

Ona starała się nie nazywać go przyjacielem, wiedziała jaki miał stosunek do znajomości przez kabel. Nie byli przyjaciółmi, to raczej była fascynacja i jakieś dziwna, wręcz kosmiczna energia ich do siebie przyciągała. Lubili siebie, rozumieli i wspierali. Byli bardzo podobni do siebie. Oboje bywali leniwi, mistrzowie wymówek, zawsze było coś innego do roboty, marnowali swoje „talenty”, a może po prostu zwyczajnie jakieś tam zdolności. Ona pisała, on rapował. Jedno motywowało drugie by coś robiło, jednocześnie olewając swoje pasje, Ona wylewa, on nie, więc gdy czasem coś więcej jej opowiedział była  szczęśliwa, on lubił gdy zdradzała mu jakie uczucia w niej budził. Oboje uparci, bywali strasznie nieznośni, jednak trwali przy sobie. Zbuntowani tak bardzo, jak daleko jest z Ziemi do Księżyca. On jej powtarzał, że jest „twardą dupą”, ona widziała w nim wojownika. Miał waleczną duszę, lubił pakować się w kłopoty, ona nocami drżała o niego. Miki wiecznie zabiegany, ciągle gdzieś go nosiło, nie potrafił usiedzieć na miejscu. Jego kawałki sprawiły, że uwierzyła w siebie, wierzyła też w niego, lubiła go słuchać. Potrafił swoją twórczością budzić w niej emocje, miał kawałki, przy których czując ból jaki w nich wylewał, była empatką czuła takie rzeczy mocniej, bardziej. Lubili żartować, pisali ze sobą od ponad trzech lat. Wiedzieli o sobie sporo, rozmawiali szczerze, dzieli się dobrymi i złymi przeżyciami.

On był dla niej czuły i troskliwy, chociaż wiedziała, że dla świata wołał być zwyczajnym chłopakiem, takim, który w nosie ma wszystko. Chciał czynić dobro, wiedziała, że tak jak ona w ten sposób ucieka od swoich problemów. Wiedziała, że gdyby mieszkał w sąsiedztwie to wpadłaby do niej w niedziele na obiadki, popołudniami spacerowali by na boisko by nauczyć Kopernika grać w kosza. Lubiła to, że mogła opowiedzieć mu o swoich rodzicielskich rozterkach, był tym, któremu opowiadała o lękach i dumach związanych z wychowaniem syna. On ją słuchał i dopingował. Doradzał i był tak po prostu. Doceniała to, bo przecież co go to, nic mu to do życia nie wnosiło, a jednak poświęcał na to swój czas. Były też chwile gdy miała ochotę przywalić mu najgrubszą książką jaką miała, gdyby mieszkała w jego bloku, piętro niżej, czasem na bank wpadałaby do niego by go ogarnąć, przywalić mu jednym z tomów encyklopedii by przestał marudzić, wziął się w garść i przestał pchać w kłopoty. Miał do tego skłonności, jakby pozbawiony był strachu. Nie dziwiła się temu, sporo przeszedł w życiu, takie rzeczy hartują. Gdy nie ma się nic do stracenia, można ryzykować wszystko. Na początku znajomości gdy dopiero się poznawali powtarzała mu, że przeczytałaby o nim książkę. Chciała poznać jego nocne przygody, brudny świat, nocne życie, inną stronę. Dzisiaj wiedziała, że jeśli książka, to o niej i o nim. O ich przeżyciach, o tym co ich połączyło, o zakopanej kapsule, o huśtawce, którą on miał wkopać,a ona kupić, ale ich lenistwo sprawiło, że huśtawki nie ma do tej pory. Znała wzruszającą historię jego ojca, chciała więcej, chciała poznać opowieści, które mógł jej tylko opowiedzieć w cztery oczy, pod obietnicą, że nigdy nikomu nic nie powie. Nie były to dobre rzeczy…

Miki (zmyślona ksywka), dlatego, że zawsze śmiali się, że wpadnie do niego przebrana za Minnie Mouse, jak w kawałku znanego rapera, którego on nie bardzo darzył sympatią. Obiecał, że obejrzy z nią perseidy, mieli tańczyć razem na dachu bloku. On chciał pokazać jej świat, ona chciała by ją porwał. Była dla niego, on dla niej. Chociaż był młodszy, to wiedziała, że czułaby się przy nim bezpieczna. Mogła być przy nim sobą, miała odwagę pokazywać mu swoje słabości i mówić o chwilach gdy była rozedrgana. „#Yolo” Koisza, była książką, którą chciała mu dać, wiedziała jaką dedykację my napisze, bo on umiał w nią bardziej niż ktokolwiek inny. To on potrafił jednym słowem ją zmotywować, wiedział jak trzeba ją obsługiwać. Gdy czuła się źle, bo ktoś ją rozczarował wiedział jak zrównać gościa z ziemią by ona odzyskała pewność siebie, by przestała myśleć, że to jej wina, że jest brzydka, gruba i nie potrafi pisać. Miał supermoc, był superbohaterem. Był zwykłym gościem, który potrafił powiedzieć jej o uczuciach, nie zdejmując przy tym swojej peleryny, która chroniła go…

Byli siebie ciekawi, chcieli razem coś przeżyć, być dla siebie ważną historią, nie tylko epizodem. Chociaż była noc, w której ona była pewna, że nadszedł kres ich znajomości. Napisał do niej o czwartej nad ranem. Był inny, pobudzony, niespokojny, nie był sobą. Przerażał ją, myślała, że może któryś z jego kumpli, których znała zabrał mu telefon i pisze do niej. Po chwili gdy go wysłuchała, gdy ogarnęła go w chwili niemocy, wrócił do niej taki jak zawsze. Od tamtej nocy sporo się między nimi zmieniło, ich rozmowy nie były zwykłymi śmieszkami, stały się głębsze i czulsze jakby zrozumieli wtedy, że są dla siebie ważni, bo potrafią być naprawdę. Wiedziała o jego nałogach, nie wiedziała jak je pokonał, wiedziała o nim więcej niż mu się mogło wydawać, czytała między wierszami. Chciała by kiedyś on opowiedział jej przy herbacie co o niej myśli, jak ją widzi. Wiedziała już, że nie chce by znajomość z nim była czymś na zasadzie szaleństwa, że wpadnie do niego raz, on weźmie ją na miasto i pokaże brud nocy. Pokaże pogubionych ludzi, pokonanych przez własne słabości. Teraz chciała go poznać, potem napisać o nich. Schować w literkach ich istnienie, by nie przeminęli bezgłośnie. Znała jego znajomych, sporo mu o niej opowiedzieli, widziała go ich oczami. Nie był jej obcy. Martwiła się przez to o niego, wiedziała, o wielu sprawach, gdy nie było dobrze. Sam jej nie zawracał głowy, a ona wiedząc, że nie gra, chciała mu pomóc. Chciała jechać do niego, złapać go za rękę i wyciągnąć z bagna, w którym tamtej chwili tonął, ale on był męską wersją „Zosi Samosi”, on sam i koniec! Denerwował ją tym, superbohater cholerny, zbawiać chciał świat, siebie zbawić nikomu nie pozwalał.

Najpiękniejsze jest w tej historii, że ona wciąż się tworzy. Może za miesiąc ona wpadnie do niego, wypiją po kubku herbaty, pokaże jej  stare fotografie i opowie o swoim bólu, lękach, zatańczy z nią na dachu, by potem porwać ją i pokazać najpiękniejsze pustostany jakie znał w Berlinie, może będą razem jadać obiady i grać w kosza. A może wszystko skończy się tragicznie, może przeminie i zostanie tylko tęsknota. Może wspólnie przeżyją niezwykłe chwile, które ktoś kiedyś opisze, a potem zrobią o nich film. O dwudziestokilkuletnich ludziach, którzy pragnęli żyć, coś robić i być przy tym dobrzy.  Pogubieni, chwilami samotni, czujący się jakby toczyli walkę, o ich upadkach i lotach w nieznane.

Mam nadzieję, że teraz niecierpliwie czekacie na trzecią część, czekacie?

Komentarze

Popularne posty